piątek, 27 lutego 2015

Zadanie nr 4/ Fanfik Zosi o Jagience

Jestem Jagienka Zychówna, dziewczyna o wielu wdziękach oraz cechach nieprzystających mojej płci. Chciałabym opowiedzieć wam o pewnym dniu z mego życia, który niebagatelnie zmienił jego bieg. Zdarzyło się to tuż po wyjeździe Zbyszka.
   Biegłam leśną dróżką, wydeptaną przez zwierzęta. Schylałam się, by uniknąć gałęzi wiszących nisko nad ziemią. Do pasa miałam przytroczony krótki nóż, na wypadek spotkania jakiegoś królika czy innego zwierzęcia. Moim celem była polanka w środku lasu, którą odkryłam parę dni wcześniej. Lubiłam ją przez panujący na niej spokój.
Mogłam usiąść na jej środku i rozkoszować się śpiewem ptaków, wiatrem poruszającym górnymi partiami drzew i ciszą, która zalegała na trawie. Można ją było niemalże wyczuć, kiedy koiła ból głowy spowodowany ciągłym napięciem życia codziennego. Tego dnia jednak, na przekór moim oczekiwaniom, na polanie siedziała kobieta.
   Miała piękne jasne włosy spływające niczym fala po plecach, błyszczące w świetle słońca. Ubrana była w delikatną suknię koloru śniegu. Kiedy ją ujrzałam, wręcz emanowała blaskiem. Podeszłam do niej i już otwierałam usta, by coś powiedzieć, lecz ona powstrzymała mnie ruchem ręki. Trwałyśmy tak jeszcze parę minut. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się powoli wycofywać, lecz wtedy odwróciła się i spojrzała na mnie.
   Jej uroda przytłaczała. Błękitne oczy, szeroko otwarte, chłonące cały świat z nieposkromioną ciekawością widniały tuż nad małym, zadartym noskiem i pełnymi ustami rozciągniętymi w uśmiechu. Skóra jej była idealnie biała. W pewnym sensie przypominała ona matkę, matkę wszystkich ludzi. Na widok takiej postaci zaniemówiłam i padłam na kolana. W mojej głowie wszystkie zmartwienia uległy zniszczeniu. Wyciągnęłam do niej ręce, a ona spokojnym, posuwistym krokiem znalazła się przede mną. Złapała moje ręce i przemówiła. Głos miała jak dzwoneczek, delikatny i wysoki.
    - Dziecko, twe serce przepełnione jest zazdrością i tak wieloma innymi negatywnymi emocjami, że szkoda mi ciebie. Zastanawiasz się pewnie, kim jestem. Odpowiem na twe nieme pytanie - wstała i rozłożyła ręce - Jam jest patronką tej polanki. Kiedyś stał tu mój dom, lecz przebrzydli barbarzyńcy odebrali mi go. Mam nadzieję, że chociaż taki los cię nigdy nie spotka.
   Przełknęłam głośno ślinę i także podniosłam się na drżące nogi.
    - Jacy barbarzyńcy odebrali ci twą ostoję, pani? Kto dopuścił się takiego gwałtu i zbrodni?
   Kobieta tylko popatrzyła głęboko w moje oczy, jakby mogła z nich wyczytać wszystko.
    - Mówią, że oczy są oknami duszy. Jako człowiek nie wierzyłam w to, lecz teraz widzę wszytko tak wyraźnie...Jeżeli masz szansę, dziecko, nie zmarnuj jej.
   Powiedziała to i zniknęła, rozwiana wraz z wiatrem.
   Nawet nie zauważyłam, kiedy otworzyłam drzwi domu. Zapaliłam świecę, zjadłam skromny posiłek i udałam się na spoczynek. Gdy się położyłam, przebrana w koszulę nocną, usłyszałam w głowie jakby dzwoneczki, a między nimi perlisty śmiech.