Jestem Jagienka Zychówna, dziewczyna o wielu wdziękach oraz cechach
nieprzystających mojej płci. Chciałabym opowiedzieć wam o pewnym dniu z
mego życia, który niebagatelnie zmienił jego bieg. Zdarzyło się to tuż
po wyjeździe Zbyszka.
Biegłam leśną dróżką, wydeptaną przez zwierzęta. Schylałam się, by
uniknąć gałęzi wiszących nisko nad ziemią. Do pasa miałam przytroczony
krótki nóż, na wypadek spotkania jakiegoś królika czy innego zwierzęcia.
Moim celem była polanka w środku lasu, którą odkryłam parę dni
wcześniej. Lubiłam ją przez panujący na niej spokój.
Mogłam usiąść na
jej środku i rozkoszować się śpiewem ptaków, wiatrem poruszającym
górnymi partiami drzew i ciszą, która zalegała na trawie. Można ją było
niemalże wyczuć, kiedy koiła ból głowy spowodowany ciągłym napięciem
życia codziennego. Tego dnia jednak, na przekór moim oczekiwaniom, na
polanie siedziała kobieta.
Miała piękne jasne włosy spływające niczym fala po plecach,
błyszczące w świetle słońca. Ubrana była w delikatną suknię koloru
śniegu. Kiedy ją ujrzałam, wręcz emanowała blaskiem. Podeszłam do niej i
już otwierałam usta, by coś powiedzieć, lecz ona powstrzymała mnie
ruchem ręki. Trwałyśmy tak jeszcze parę minut. W końcu nie wytrzymałam i
zaczęłam się powoli wycofywać, lecz wtedy odwróciła się i spojrzała na
mnie.
Jej uroda przytłaczała. Błękitne oczy, szeroko otwarte, chłonące cały
świat z nieposkromioną ciekawością widniały tuż nad małym, zadartym
noskiem i pełnymi ustami rozciągniętymi w uśmiechu. Skóra jej była
idealnie biała. W pewnym sensie przypominała ona matkę, matkę wszystkich
ludzi. Na widok takiej postaci zaniemówiłam i padłam na kolana. W mojej
głowie wszystkie zmartwienia uległy zniszczeniu. Wyciągnęłam do niej
ręce, a ona spokojnym, posuwistym krokiem znalazła się przede mną.
Złapała moje ręce i przemówiła. Głos miała jak dzwoneczek, delikatny i
wysoki.
- Dziecko, twe serce przepełnione jest zazdrością i tak wieloma
innymi negatywnymi emocjami, że szkoda mi ciebie. Zastanawiasz się
pewnie, kim jestem. Odpowiem na twe nieme pytanie - wstała i rozłożyła
ręce - Jam jest patronką tej polanki. Kiedyś stał tu mój dom, lecz
przebrzydli barbarzyńcy odebrali mi go. Mam nadzieję, że chociaż taki
los cię nigdy nie spotka.
Przełknęłam głośno ślinę i także podniosłam się na drżące nogi.
- Jacy barbarzyńcy odebrali ci twą ostoję, pani? Kto dopuścił się takiego gwałtu i zbrodni?
Kobieta tylko popatrzyła głęboko w moje oczy, jakby mogła z nich wyczytać wszystko.
- Mówią, że oczy są oknami duszy. Jako człowiek nie wierzyłam w to,
lecz teraz widzę wszytko tak wyraźnie...Jeżeli masz szansę, dziecko, nie
zmarnuj jej.
Powiedziała to i zniknęła, rozwiana wraz z wiatrem.
Nawet nie zauważyłam, kiedy otworzyłam drzwi domu. Zapaliłam świecę,
zjadłam skromny posiłek i udałam się na spoczynek. Gdy się położyłam,
przebrana w koszulę nocną, usłyszałam w głowie jakby dzwoneczki, a
między nimi perlisty śmiech.