poniedziałek, 16 lutego 2015

Zadanie nr 4/ Jestem Sanderus

 Fanfik Aleksa:

- Jestem Sanderus, sługa Boży. Nie krzywdźcie mnie, ponieważ zgrzeszycie – odezwał się do bandy rzezimieszków człowiek ubrany w kombinację ubrań świeckich z duchownymi.
- Sługa Boży powiadasz…
- Jeszcze bez święceń, ale w ziemi świętej byłem, w Rzymie, w Konstantynopolu, a zeszłej Wielkanocy jadłem jajka na twardo z Ojcem Świętym – przerwał mu Sanderus, opowiadając mu przy tym zbitek kłamstw, które mówił od dawna każdemu.
- A cóż robi ,,sługa Boży” sam w lesie, z dwoma końmi objuczonymi skrzyniami? – spytał jeden ze zbójów, gdyż poczuł potrzebę ,,pożyczenia” sobie kilku drobiazgów od Sanderusa – Powiedz proszę, co masz w tych skrzyniach. Może dobrotliwy sługa Boży podzieliłby się swymi bogactwami z grupką uczciwych podróżnych?

- Wielu oddałoby fortunę, by posiąść ich zawartość – odparł Sanderus – Mam tam odpusty i relikwie. Myślę, że wspaniałomyślnie podaruję wam kilka, jeśli wspomożecie mnie jedzeniem i piciem – starając się ugrać na łotrach ile się da, jednocześnie nie wpadając w jeszcze większe tarapaty.
- Myślę, że oddasz wszystko, byleby zachować życie. Brać go, panowie!
Sanderus był sprytny i elokwentny,  jednak pod względem siły fizycznej i doświadczenia w walce zdecydowanie ustępował rzezimieszkom, tym bardziej, że on był sam, a ich było pięciu. Nic dziwnego zatem, że po 15 sekundach bezsensownej szarpaniny stał trzymany za ręce i nogi, twarzą w twarz z hersztem bandy. Nie było nawet mowy o uwolnieniu się, ponieważ dwaj zbóje trzymali go tak mocno, że nie mógł nawet zgiąć ręki.
- I co teraz?  – spytał szyderczo szef zbójów - Na co ci teraz twoje relikwie i odpusty? – po czym uśmiechnął się tylko i dał swoim ludziom znak, by przeszukali skrzynie. Sanderus nawet nie chciał bronić skrzyń. Wiedział, że i tak nie mają co ukraść, w skrzyniach znajdowały się bowiem same bezwartościowe przedmioty, nazywane przez Sanderusa relikwiami, jednak nimi nie będące.
- Szefie, w tych skrzyniach są same śmieci. Jakieś kartki, patyki, butelki, ani śladu kruszcu lub pieniądza – zawołał zawiedziony zbój, mając nadzieję na zysk.
-  Okłamałeś nas człowieku. Nic tam nie ma – odrzekł do unieruchomionego Sanderusa -Jednak tacy poczciwi zbóje muszą z czegoś żyć. Panowie! Jedyne co ma tutaj jakąś wartość to konie, zdjąć z nich skrzynie i zabrać je stąd – odezwał się, tym razem jednak do swoich kompanów – W drogę, nie ma co tu zostawać dłużej… a… i posprzątajcie po tym słudze Bożym.
Herszt wsiadł na jednego konia, drugie zwierzę podał swojemu towarzyszowi, który poszedł w jego ślady. Czekając, patrzyli jak pozostała trójka wrzuca skrzynie Sanderusa do rowu, po chwili robiąc z nim to samo. Po skończonej robocie trójka bez koni dołączyła do pozostałych łotrów. Jeden z nich, z długą brodą, wrócił jeszcze do poturbowanego Sanderusa i na pożegnanie przyłożył mu  po głowie sosnową pałką tak, że ten stracił przytomność.
- Niech Bóg cię strzeże – rzekł szyderczo szef bandy, po czym razem z resztą opuścił miejsce zdarzenia, zadowolony z własnego żartu.
Następnego dnia Sanderus obudził się, przetarł oczy i ze złością stwierdził, że boli go głowa. Począł zbierać swoje skrzynie, klnąc przy tym ze złości, lecz usłyszał tętent kopyt i rozmawiających  ze sobą mężczyzn. Ostrożnie wyjrzał z rowu i dostrzegł dwóch jeźdźców, lecz nie tych samych, którzy go okradli. W duchu pobłogosławił los, który mu ich zesłał, miał bowiem nadzieję, że pomogą mu w potrzebie. Zawołał szybko: ,,Chrześcijanie, ratujcie Bożego sługę w nieszczęściu”, po czym wybiegł na drogę i począł opowiadać im tą samą formułkę, co wszystkim, lecz zmienił trochę fragment utraty koni, by stać się w ich oczach bardziej szlachetnym i niewinnym sługą Bożym, wiozącym cenny ładunek. Później dowiedział się, że jego wybawcą jest Zbyszko z Bogdańca, razem z Hlawą.