wtorek, 17 lutego 2015

Zadanie nr 4/ Praca o losach Jagienki autorstwa Ady

Jestem Jagienka ze Zgorzelic, córka Zycha, żona Zbyszka z Bogdańca i szczęśliwa matka czwórki dzieci. Ciężkie i smutne były moje przygody miłosne, ale teraz jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Stryj mojego męża zbudował dla naszej rodziny, piękny kasztel w Bogdańcu. Żyliśmy jak w bajce, aż do tego nieszczęsnego wydarzenia.



Pewnego dnia siedziałam wraz z moim mężem i jego wujkiem przed naszym domem. Nagle nieznajomy mężczyzna zajechał przed naszą bramę, rzucił coś splecionego na kształt wieńca pod nogi rycerzy i krzykną: „Wici! Wici! ”. Dobrze wiedziałam co to znaczy, w tedy rozpoczną się się czas rozpaczy, smutku i rozłąki  dla mojej rodziny. Wybuchła wojna! Moi rycerze od razu wstali i z niezwykłym zapałem zaczęli przygotowania do bitwy. Z wielkim bólem pożegnałam się z ukochanym Zbyszkiem. Zapewniłam go, że dobrze zajmę się domem i dziećmi, a kiedy wróci będziemy cali i zdrowi.  Moje słowa wyrażanie go uspokoiły i po godzinie ruszyli w drogę.



Zostałam sama w domu. Moje kochane pociechy wypytywały mnie gdzie jest ich tato i wujek.  Powiedziałam im o wojnie. Aby dodać synom otuchy, opowiedziałam piękną baśń o dzielnym rycerzy z Bogdańca. Moje kochane maleństwa wyraźnie zadowoliły się tą historią i uspokojone zasnęły.



Jednak moja noc nie była taka spokojna, cały czas myślałam o mojej rodzinie. Bałam się o życie mojego męża i  o przyszłość dzieci, gdyby nie daj bóg coś mu się stało. Ciężko było by mi żyć bez niego. Długo czekałam na sen, a kiedy wreszcie nadszedł, nie dał mi upragnionego spokoju. Przez całe dnie starałam się być otuchą dla moich dzieci, ale noce były dla mnie torturą. Leżałam sama w łóżku, mój sen był zawsze płytki i koszmarny. Często wstawałam w nocy, i płakałam, marząc że rano i ujrzę mojego Zbyszka wchodzącego do domu. Nie wiedziałam ile będą trwać moje miękki, ale byłam pełna nadziei. 

Nareszcie nadeszła ta upragniona chwila i mój najdroższy powrócił.
Kiedy go ujrzałam łzy szczęścia płynęły mi po policzkach. Rzuciłam się w objęcia mojego rycerza. Przez dłuższą chwilę nie mogłam niczego  powiedzieć. Zbyszko śmiał się przez łzy. Później dobiegły do nas dzieci i wśród tego niezmiernego szczęścia zrozumiałam jak bardzo ich kocham, bez choćby jednej osoby nie wyobrażam sobie mojego życia. Żyliśmy razem w zdrowiu i szczęściu długie lata, a nasi synowie wyrośli na młodych i pięknych mężczyzn.