Jestem
Jagienka ze Zgorzelic, córka Zycha, żona Zbyszka z Bogdańca i szczęśliwa matka
czwórki dzieci. Ciężkie i smutne były
moje przygody miłosne, ale teraz jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Stryj mojego męża zbudował dla naszej rodziny, piękny kasztel w Bogdańcu.
Żyliśmy jak w bajce, aż do tego nieszczęsnego wydarzenia.
Pewnego
dnia siedziałam wraz z moim mężem i jego wujkiem przed naszym domem. Nagle
nieznajomy mężczyzna zajechał przed naszą bramę, rzucił coś splecionego na
kształt wieńca pod nogi rycerzy i krzykną: „Wici! Wici! ”. Dobrze wiedziałam co
to znaczy, w tedy rozpoczną się się czas rozpaczy, smutku i rozłąki dla mojej rodziny. Wybuchła wojna! Moi
rycerze od razu wstali i z niezwykłym zapałem zaczęli przygotowania do bitwy. Z
wielkim bólem pożegnałam się z ukochanym Zbyszkiem. Zapewniłam go, że dobrze
zajmę się domem i dziećmi, a kiedy wróci będziemy cali i zdrowi. Moje słowa wyrażanie go uspokoiły i po
godzinie ruszyli w drogę.
Zostałam
sama w domu. Moje kochane pociechy wypytywały mnie gdzie jest ich tato i
wujek. Powiedziałam im o wojnie. Aby
dodać synom otuchy, opowiedziałam piękną baśń o dzielnym rycerzy z Bogdańca. Moje
kochane maleństwa wyraźnie zadowoliły się tą historią i uspokojone zasnęły.
Jednak
moja noc nie była taka spokojna, cały czas myślałam o mojej rodzinie. Bałam się
o życie mojego męża i o
przyszłość
dzieci, gdyby nie daj bóg coś mu się stało. Ciężko było by mi żyć bez
niego. Długo czekałam na sen, a kiedy wreszcie nadszedł, nie dał mi
upragnionego spokoju. Przez całe dnie starałam się być otuchą dla moich
dzieci, ale noce były dla mnie torturą. Leżałam sama w łóżku, mój sen
był
zawsze płytki i koszmarny. Często wstawałam w nocy, i płakałam, marząc
że rano i ujrzę mojego Zbyszka wchodzącego do domu. Nie wiedziałam
ile będą trwać moje miękki, ale byłam pełna nadziei.
Nareszcie nadeszła ta upragniona chwila i mój najdroższy powrócił.
Kiedy go ujrzałam łzy szczęścia płynęły mi po policzkach.
Rzuciłam się w objęcia mojego rycerza. Przez dłuższą chwilę nie mogłam
niczego powiedzieć. Zbyszko śmiał się przez łzy. Później dobiegły do nas dzieci i wśród tego niezmiernego
szczęścia zrozumiałam jak bardzo ich kocham, bez choćby jednej osoby nie
wyobrażam sobie mojego życia. Żyliśmy razem w zdrowiu i szczęściu długie
lata, a nasi synowie wyrośli na młodych i pięknych mężczyzn.